Czytał ktoś książkę Chmielewskiej"Wszystko czerwone" ?
Tak właśnie przed chwilą skojarzył mi się tytuł mojego posta z tytułem tej lektury.
Z tą różnicą,że w moim poście krew się nie leje,trup nie ściele się gęsto,a i językiem tak dowcipnym jak pani Joanna nie operuję :P
Na zielono jednak postanowiłam dzisiaj zaszaleć :)
Na pierwszy rzut idzie likier miętowy.
Przepis wyszperałam na blogu
www.aronia-wiemcojem.blogspot.com
0,5 szklanki listków mięty
0,5 litra spirytusu
0,5 litra wody
0,350 g cukru
Listki myjemy,osuszamy i zalewamy spirytusem w słoju.
Odstawiamy na tydzień w ciemne miejsce,codziennie mieszamy.
Po tym czasie odsączamy przez gazę.
Cukier podgrzewamy z wodą do rozpuszczenia,następnie gotujemy 1-2 min.
Studzimy, mieszamy dokładnie ze spirytusem "miętowym"
Zlewamy do butelek i odstawiamy na 2-3 miesiące.
Likier jest pyszny,ale dużo nie da się go wypić.Traktować należy go raczej jako "nalewkę zdrowotną" :)
Swoją drogą,takie własnoręcznie robione nalewki i likiery mogą być też fajnym prezentem dla kogoś znajomego.Pod warunkiem,że ten ktoś lubi alkohol.
Wystarczy ciekawa butelka i pomysłowe opakowanie.
Skoro już jesteśmy przy zielonościach,to przy okazji pokażę kolczyki dla mojej siostruni z motywem
małej czarownicy i z koralikami wiadomo w jakim odcieniu :)
Siostra jeszcze ich nie widziała i mam nadzieję,że w najbliższym czasie nie będzie buszowała po moim blogu,bo inaczej zepsuję całą niespodziankę.
Poniżej powtórka.Bransoletka na życzenie.
Książką zaczęłam,to i książką zakończę.
Coś na letnie gorące popołudnia póki jeszcze można wykorzystać czas na lenistwo.
Odcień okładki kolorystycznie wkomponował się w temat :)
Jakiś czas temu postanowiłam,że kończę z czytaniem czegokolwiek co napisała pani KG.
Powodów nie podaję,bo nie są ważne i pisać nie bardzo mi się o nich chce.
Zgodnie z obietnicą zakończyłam gdzieś tak na lekturze ''Kryształowy anioł"
Do momentu,aż wpadła mi w ręce'' Houston,mamy problem"
Skusiłam się,bo zapowiadała się obiecująco.
Głównym bohaterem powieści pani Kasi tym razem jest facet.
Młody, sympatyczny operator filmowy,któremu nie układa się ani w pracy,ani w miłości.
Z każdej strony otaczają go kobiety w różnym wieku i różnym stopniu znajomości.
No cóż.Po przeczytaniu stwierdzam,że szału nie ma.Książka z gatunku przeczytać i nie zaprzątać sobie głowy. W mojej ocenie gdzieś tak 3/5
Jeżeli jednak najdzie was ochota na coś nieskomplikowanego i lekkiego do poczytania to polecam.
Przynajmniej od czasu do czasu (czytaj" co kilka kartek") można się pośmiać.
Oj kusisz tymi nalewkami...aż mi miętą zapachniało :) Chyba się skuszę i wypróbuję przepis.
OdpowiedzUsuńBiżuty bardzo sympatyczne, takie...miętowe :)
Prześliczne te kolczyki :)
OdpowiedzUsuńmi sie wszytko co miętowe kojarzy niestety z .... Ludwikiem ( płynem do mycia naczyń ;-(() niestety...
OdpowiedzUsuńa komplecik swietny.
grocholo tez juz od jakiegos czasu nie czytam:-))
ja też NIE- żeby było jasne ;-))))))))))
OdpowiedzUsuńWiem :D
OdpowiedzUsuń"Szału nie ma"? He he ;) To zupełnie jak opinia japońskiej części mojej rodziny na miętę w ogóle. Ja lubię - w czekoladzie :)
OdpowiedzUsuńN. Ja też uwielbiam miętowe czekoladki :)
OdpowiedzUsuń